wtorek, 30 sierpnia 2011

wrześniowe parapety, ale nie te pod oknem, to znaczy okienne, ale te na zewnątrz

poczułem się niesamowicie pusto. wycięto z mojego mieszkania bardzo ważną składową, mianowicie moją nałożnicę. właściwie nie wycięto, a sama się wycięła, ale wbrew swojej woli, więc fakt pozostaje faktem. i czuję się pusto. pierwszy samotny moment w domu od kilku dobrych dni. i choć czekałem na ten moment wytchnienia od wiecznego tłumu w moich progach, to kiedy nastąpił, już nie przyniósł ulgi i cichości, jakiej wyczekiwałem. zrobiło się nudno, nieciekawie, szaro.

przestępuję, krok za kroczkiem, po pustostanie klepki, co to niby drewniana, ale wiecie, takie przekręty że to chyba sklejka. jedna deska wychodzi nawet. gówniana robota, pod spodem tylko beton wieje chłodem. jednak, nie zważając na nierówności podłogi czy jej sztuczność, przemierzam kilka metrów w tę i z powrotem, szukając czegoś, co nie będzie jedynie powietrzem, wlanym do kształtu pomieszczenia. nic do roboty. nie ma komu się wyżalić.

nawet piorun kulisty byłby mile widzianym gościem. ale pioruny kuliste nie istnieją, a na 8. piętrze niczego innego przez okno do mnie wchodzącego nie uświadczę, no chyba że much naleci. ale dziś za zimno. zamknę to okno, przeciąg się robi, jeszcze się przeziębię. wtedy dopiero będzie na co narzekać.

2 komentarze:

  1. piorun kulisty nie istnieje? oszukiwałeś mnie całe życie??
    muzykujesz, to przeżyjesz, wierzę w Cię!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwierz mi, że też ciężko było mi się "wyciąć". Tak, czy inaczej aż miło mi się zrobiło jak to przeczytałam, chociaż wolałabym żebyś się czuł dobrze :)

    OdpowiedzUsuń