wtorek, 17 maja 2011

nie lubię ludzi

jeżu, ja ciągle kogoś nie lubię. "uuu, hejcisz, hejcisz", powie ktoś, ale kierwa, jeden drobny gest dziś sprawił, że czara goryczy przelała się majestatycznie.

rozdając ulotki (szlachetna praca, złego słowa nie dam powiedzieć), byłem świadkiem różnego rodzaju emocji o pejoratywnym nacechowaniu skierowanych ku mojej skromnej osobie. spojrzenia typu "bitch, please, ulotkę od CIEBIE?" czy "jestem za bogaty/ważny/fajny by brać ulotki" (pozdrawiam pana Jezusa Korwina-Mikke, dzisiejszego autora tej drugiej), różnego rodzaju komentarze, jak "nie wkurwiaj mnie", "o ulotkę nie prosiłem", czy nawet czytanie trzymanej przeze mnie ulotki/oddawanie ulotek po przeczytaniu nie dorównuje maestrii zła, jakie wobec mnie wykonała pewna średnio leciwa pani, wyglądająca na feministyczną businesswoman.

wyciągnęła rękę po ulotkę zamaszystym ruchem, z szeroko otwartą dłonią. już wręczałem ulotkę prosto w czeluść jej garści, ale jej palce, zamiast zacisnąć się na papierze, przeleciały dalej, by zacisnąć się później, przy biodrze tej oto pani, która na odchodnym posłała mi złośliwy uśmiech, po czym odwróciła się i potuptała na obcasach dalej.

no kurwa.

wiem, że rozdaję ulotki z chłamem, ale bez złośliwości, panie i panowie. i dzięki takim akcjom budzi się we mnie frustracja, powodująca nienawiść do klientów centrum handlowego, w którym znajduje się moje skromne miejsce pracy. łypię na wszystkich nieufnym okiem, spode łba, w myślach klnąc na Bogu ducha winnych przechodniów.

panie borze, daj pan abym nie musiał już rozdawać ulotek. z góry dziękuję.

niedziela, 15 maja 2011

album updates! / małe recenzje /

ostatnie tygodnie były dla nas łaskawe, a z nieba (oprócz banknotów) spadło kilka dobrych albumów, o których opowiem w skrócie - nie będę pisał oddzielnych recenzji bo jestem za leniwy.

poniedziałek, 9 maja 2011

przeklinam cię

maturo, przeklinam cię. w szczególności maturo ustna. twoje motywy erotyczne, a tym bardziej ich rola w sztuce, interesują mnie tyle, co prawie nic. nie oznacza to, że nie są w ogóle interesujące, ale nie do analizy w maju, gdy wiosna zaczyna stukotać ciepłem o szyby z lekkim opóźnieniem, nie do opisu w czwartek, który ma obfitować w aż 23 różne stopnie ciepła i delikatne zachmurzenie (takoż przewiduje redaktor Wicherek, a może raczej jego wujek z Chameryki), co zwiastuje miły dzień na spacer, niekoniecznie bijący słońcem na twarzy, ale niezobowiązujący do noszenia ciężkiego odzienia, nie do wygłoszenia publicznie w samo południe, kiedy mógłbym wychodzić z wanny po ciężkim obudzeniu i wyjść na rower, by zaprzyjaźnić się z wszelaką maścią dających cień drzew na Polach Mokotowskich, by czule uśmiechnąć się do trawników opasających aleję Niepodległości, by z wytchnieniem wyczekiwać butelki wody w mojej wielkiej płycie przy alei Jana Pawła II, jedynego słusznego papieża.

ciebie, królu Salomonie, ciebie, Giorgione, ciebie, Mickiewiczu, ciebie, Leśmianie, ciebie, von Trierze, ciebie, Smithie - was wszystkich przeklinam, za ten czwartek.